cz.6
Wieczorem po pracy przeglądam jeszcze pozo-stawioną przez Blankę teczkę z rysunkami jej aktów. Ktoś puka do drzwi. Adam.
- Mogę na chwilę?
- Jasne. Chcesz zobaczyć akty namalowane przez Blankę? W końcu byłeś ekspertem w tej sprawie - uśmiecham się, a on odpowiada tym samym. Przeglądamy przez chwilę jej prace. Jednak każdy z nas swoje myśli zachowuje dla siebie.
- Wiki - przemawia w końcu Adam. - Mam prośbę.
- Słucham.
- Mogłabyś mi poświęcić chwile czasu i zgodzić się na mały spacer? - pyta, ale zdecydowanie nie przypomina zuchwałego podrywacza.
- No nie wiem - waham się - Już późno.
- Obiecuję, że nie będę jutro walczył o łazienkę - w jego oczach pojawiło się znajome rozbawienie.
- Przekonała mnie twoja rycerskość - żartuję. - Gdzie idziemy?
- Zobaczysz.
Adam prowadzi mnie na znajomą plażę nad Wisłą. Jest chłodno, ale szybki spacer nas rozgrzewa. Nie mamy latarki i potykam się raz o korzeń. Adam chwyta moją dłoń i już jej nie puszcza. Pozwalam mu na to. Lubię jego ręce. Tym bardziej, że są ciepłe.
- Wiki...
- Hmm...
- Zobacz, znów pełnia. Coś mamy szczęście do schadzek przy księżycu - uśmiecha się.
- Chyba tak - mówię nieśmiało.
- Wiki, obiecałem Blance, że postaram się, żeby z moich podrywów i przelotnych romansów wynikło coś dobrego.
- Coś mi Blanka wspominała - wtrącam.
- Tak? A miała nic nie mówić - dziwi się Adam.
- Więcej nie wiem, więc jak chcesz to mi wytłumacz - mówię.
Adam wzdycha głęboko.
- Spróbuję. Wyznałem Blance, że te wszystkie panienki są odreagowaniem na fakt, że nie mogę kochać tej, na której mi naprawdę zależy, bo nie wiem, czy mnie nie odrzuci - wyznaje. - To nie jest zadowalający sposób na zapomnienie o tej jedynej, bo niezależnie czy goszczę blondynkę, brunetkę, czy szatynkę, nie mogę przestać sobie wyobrażać, że jest ze mną ruda...
Przełykam ślinę. Już wszystko jasne. Adam mówi o mnie. Wiem, że zadrżałam i to na pewno nie z zimna. Wręcz przeciwnie.
- ... o zielonych oczach, które lśnią teraz w tej pełni księżyca - Adam przygarnia mnie do siebie. Chciałabym poczuć jego dotyk. Żałuję, że jest zima i mamy na sobie tyle ciepłych ubrań. Adam bierze moją dłoń i przytula ją do swojego szorstkiego policzka - Wiki - szepcze - podziwiam cię i kocham cię. Nigdy nie miałem bliższego przyjaciela od ciebie.
Jego ciemne oczy wparują się we mnie i czekają na mój wyrok. Ale cóż ja mogę powiedzieć? Nigdy mnie nie zawiódł i zawsze mi się podobał. Zawsze mogłam na niego liczyć. Spróbuję wybaczyć mu te panienki i zacząć z nim budować coś wspaniałego, w czym nie zabraknie ani więzi, ani oddania, ani zaufania, ani miłości. Przecież ja go lubię. Ja go właściwie uwielbiam! Nie wyobrażam sobie dnia bez niego! Bez jego żartów i rozbawionych oczu, bez obrony przed humorami Falkowicza. Może ja go kocham?
Przysuwam się do niego i całuję go delikatnie w usta. Czyżby jęknął? On też nie jest mi dłużny i całuje mnie tak czule, jak chyba nikt wcześniej.
- Wiki, kochana - szepcze w moje ucho - nie mogę uwierzyć, że stoisz tu ze mną, pozwalasz się całować i nie dajesz mi w pysk.
- A przecież zasłużyłeś, kretynie - śmieję się. - Ja też narobiłam kiedyś głupot, ale byłam niemądrą nastolatką, ale ty? Dorosły facet po trzydziestce!
- Wiem, wiem. Teraz już będę zawsze z tobą szczery.
- A ja z tobą.
Mogłabym całować się z nim bez końca. Lubię tę plażę.
-Wiesz? - mówi nagle. - Nie zdawałem sobie sprawy, że moje poczynania kogoś obchodzą. Mam na myśli to, że Blanka tak mnie obserwowała i była rozczarowana moim zachowaniem.
- Może dlatego, że nie jesteś jeszcze rodzicem? - próbuje go bronić. - Może gdybyś miał dziecko czułbyś bardziej swoją rolę, odpowiedzialność i autorytet. Że nie możesz robić głupot, bo ktoś na ciebie patrzy i bierze przykład.
- Może? Wiki, nie mogę napatrzeć się na zieleń twoich oczu. Staje się intensywniejsza nie tylko gdy się złościsz - uśmiecha się.
- Myślę, że jeszcze nie poznałeś wszystkich możliwości tej zieleni - mówię uwodzicielsko.
- A pozwolisz mi poznać? - szepcze i całuje moje ucho.
- Uhmm - mruczę i wiem, że Adam jest szczęśliwy. Ja z resztą też.
- A umyjesz mi w końcu te plecy? - pyta żartobliwie i oboje wybuchamy śmiechem.
To była już ostatnia część tego opowiadania .
Zapraszamy do przeczytania kolejnych opowiadań.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz