Przepraszam że mnie tak długo nie było ale nie miałam czasu, ale teraz postaram się postarać dodawać jak najwięcej postów.
Opowiadanie 2 cz.1
Coraz częściej myślę że Wiktoria coraz bardziej się ode mnie oddala i zastanawiam się czy nasz związek ma jeszcze jakikolwiek sens.
-Hej Wiki!
-Cześć.
-Czy możemy porozmawiać?
-Nie teraz. Jestem zmęczona po nocnym dyżurze.
-Ok, to porozmawiamy w hotelu.
-Dobra.
Dwie godziny później w hotelu rezydentów.
Wchodzę do hotelu, tak jak zawsze po pracy. Niestety nie zastaję tam Wiktorii. Pewnie specjalnie poszła stąd żeby ze mną nie rozmawiać.
Niedługo potem w hotelu rezydentów.
-Hej Wiki.
-Cześć.
-Gdzie byłaś?
-Nieważne.
Nagle rozlega się dzwonek. Wiktoria biegnie by otworzyć drzwi. Otwiera a w nich stoi Blanka.
-Hej mamo. Cześć Adam.- mówi Blanka
-Hej -odpowiadam.
-Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?- spytała Wiktoria.
-Chciałam wam zrobić niespodziankę- odpowiada Blanka.
-Wyjechałabym po ciebie- odpowiadam.
Jakiś czas później
Pomyślałam że mama i Adam się unikają, więc idę porozmawiać z mamą.
-Mamo muszę ci coś powiedzieć- powiedziałam.
-Dobrze, to mów- powiedziała mama.
-Zauważyłam że unikasz Adama- powiedziałam.
-Nie, nie unikam go- odparła mama.
-No może mi się wydawało- powiedziałam
-Mamo a czy mogłabyś jutro przyjść do tej kawiarni za rogiem o 14:00?
-Tak a dlaczego?
-Chciałabym z tobą porozmawiać, bo mnie długo nie było i muszę ci o wszystkim opowiedzieć.
-Dobrze.
Chwilę potem
-Adam?
-Tak.
-Czy mógłbyś przyjść do tej kawiarni za rogiem o 14:00?
-Ok, przyjdę.
Następny dzień.Kawiarnia
-Cześć Blanka.
-Hej mamo.
-Co tu robi Adam?
-Jego też zaprosiłam.
-Ale po co?
-Bo musisz z nim szczerze porozmawiać.
-No dobrze.
-To ja idę.
-Ok.
-Na początek powiedz mi dlaczego mnie traktujesz jak cień?
-No bo nie wiedziałam jak ci to powiedzieć.
-Ale co powiedzieć?
-No bo...
Druga część niedługo.
czwartek, 11 września 2014
środa, 18 czerwca 2014
sobota, 14 czerwca 2014
Wierszyk o Na Dobre i Na Złe
Wasiakowa wciąż coś knuje
Tamten pacjent się źle czuje
Consalida operuje
Agatka na izbie dyżuruje
Bożenka Ruuda całuje
Pani Maria dba o lekarzy brzuszki
I jeść im każe nawet okruszki
A sekretarkę Stefana już bolą palców opuszki
A po szpitalu nie latają muszki
Tamten pacjent się źle czuje
Consalida operuje
Agatka na izbie dyżuruje
Bożenka Ruuda całuje
Pani Maria dba o lekarzy brzuszki
I jeść im każe nawet okruszki
A sekretarkę Stefana już bolą palców opuszki
A po szpitalu nie latają muszki
czwartek, 12 czerwca 2014
Zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku o "Na dobre i na złe" https://www.facebook.com/pages/Fani-Na-dobre-i-na-z%C5%82e/601893389906288
środa, 11 czerwca 2014
| |||
cz.5
Prowadzę go na naszą plażę nad Wisłę. Choć świeci księżyc i tak oświetlam ścieżkę latarką, by szybciej omijać korzenie. Dawno nie chodziłam po zmroku po lesie. Kamień spada mi z serca, gdy widzę Blankę siedzącą na plaży. Ile ona tu już siedzi? Musi być przemarznięta! - Blanka! Blanka! Jesteś! - przytulam ją, gdy do niej dopadam. - Wiedziałam, że przyjdziesz, mamo - wtula we mnie swoje zimne ciało. - Co się stało? Dlaczego nie wróciłaś? - dopytuję. - To wy mi powiedzcie, dlaczego mnie okłamaliście!? - wybucha Blanka. - Co masz na myśli? - chce wiedzieć Adam. - Dlaczego opowiadaliście mi o miłości, kiedy to bzdura? O niesamowitej więzi między kochającymi się osobami, o wzajemnym oddaniu? - irytuje się Blanka. Razem z Adamem jesteśmy kompletnie zbici z tropu. - Gdzie tu miłość? Tylko egoizm i wyładowanie własnych namiętności! Przemek żeni się z dziewczyną, bo po jednej spontanicznej nocy ona nosi jego dziecko! A ta wczorajsza kretynka Adama? Przy grze tłumaczyłam sobie, że Adam musi ją bardzo kochać, skoro toleruje jej głupotę. Ale gdy w nocy ich słyszałam, a potem przypomniałam sobie, że w zeszłym tygodniu z Adamem była jakaś blondynka to już zrozumiałam, że ta więź to bzdura. Czuję się bezradna wobec jej argumentów. - To prawda, Blanko - wreszcie się odzywam. - Często zdarza się nieprzemyślany seks. Nie jest to dobre, ale tak bywa. Tyle, że czasem także z tego może wyjść coś dobrego. Zastanów się. Twoje poczęcie też było niespodzianką, a jednak wcale go nie żałuję, bo nie miałabym teraz tak wspaniałej córki. Może ze związku Oli i Przemka też wyniknie coś dobrego? Może okażą się najszczęśliwszą parą na Ziemi, choć zaczęli tak niefortunnie? - A co niby wyniknie dobrego z tego, że Adam co chwilę sypia z inną dziewczyną? - zastanawia się Blanka. - Z resztą mniejsza o to. Wracajmy. Zimno mi. Ostatecznie namalowałam tę cholerną Wisłę. Może i dobrze. Nie będą wzywać mnie do szkoły i kazać tłumaczyć, dlaczego moja trzynastoletnia córka interesuje się szczegółami aktów seksualnych. Blanka będzie miała szczęście jeśli się nie rozchoruje. Naszpikowaliśmy ją lekami, rozgrzaliśmy i okryliśmy czym się dało. - Mogę z nią porozmawiać na osobności? - pyta Adam. - No dobra - zostawiam ich samych w pokoju. W końcu Blanka wygarnęła Adamowi, co miał za uszami, a on ponoć w takich przypadkach przyznaje się do prawdy. Blanka zasługuje na nią. Po jakimś czasie Adam wychodzi. - Dzięki - mówi. - Trochę pogadaliśmy. - Ja też ci dziękuję, Adam. - wyznaję. - Za to, że znów byłeś. - Drobiazg - całuje mnie w czoło i odchodzi. Rano Blanka pakuje się do wyjazdu. Pusto tu będzie bez niej. Umawiamy się, że będziemy często do siebie dzwonić i że zadzwoni zaraz po przyjeździe. Żegna się też z resztą rezydentów. Szczególnie ciepło z Adamem. Chyba mu wybaczyła jego nieszczerość. - Blanko, zdradzisz mi, co powiedział ci wczoraj Adam? - pytam, gdy zostajemy wreszcie same. - Miałam wrażenie, że dziś się już na niego nie gniewasz. - Nie, nie gniewam się. Wyznał mi, że te jego przygody z różnymi dziewczynami wiążą się z tym, że nie może mieć tej, którą kocha i której pragnie. - I co na to powiedziałaś? - byłam kompletnie zaskoczona. No proszę, Adam kogoś kocha. Więc jednak znalazł tę królewnę z bajki, tylko obawia się, że nie ma wzajemności. Ale czy taki fajny facet może nie mieć wzajemności? - Że mam wrażenie, że jestem bardziej dorosła od niego - uśmiechnęła się Blanka. - No chyba tak - śmieję się z nią. - Adam obiecał, że spróbuje, by z tych jego bezsensownych związków wyszło coś dobrego i zbierze się na odwagę i przyzna się do uczucia wobec tej, którą kocha. Nawet jeśli dostanie kosza, to przynajmniej będzie wreszcie szczery, także wobec samego siebie. - I zachowa się wreszcie dojrzale - dodaję. - No właśnie. Dobra mamo. Chodźmy już, zaraz mam autobus. | ||
cz.4
Wieczorem mam okazję porozmawiać z córką. Byłam już po pracy, a oni wrócili z tej wystawy. To niesamowite, jak Blanka dogaduje się z Adamem. Boże, czy ten hulaka stał się dla niej jakimś autorytetem?
Udaje nam się szczerze pogadać. Uspokaja mnie, że nie sypia z chłopakami. Ja jej opowiadam, że seks to nie tylko przyjemność dla ciała, ale towarzyszyć temu muszą głębokie oddanie i zaufanie.
- Blanko, dwie kochające się osoby dają sobie całych siebie, dzielą się swoją największą intymnością. Współżycie nie może być wyuzdane z uczuć. Do tego stopnia, że jeśli kobieta kocha swojego mężczyznę, ufa mu, czuje się z nim bezpiecznie, to jest spełniona pod-czas stosunku nawet jeśli np. nie osiągnie orgazmu, rozumiesz? To nie ma być tylko wyładowanie napięcia, to dawanie całego siebie. Dlatego tym bardziej nie można tego zrobić z kim popadnie. Pamiętaj proszę o tym, kiedy chłopacy zaczną ci bardziej zawracać w głowie.
Naprawdę dobrze nam się rozmawia. Blanka pyta jeszcze, co pociąga mnie w mężczyznach. Odpowiadam, że generalnie ramiona i udaje mi się wybełkotać coś o intymnych częściach ciała, ale że pewnie to zależy od faceta. U niektórych mogą to być dłonie (nie wiem, czemu przeszły mi przez myśl dłonie pewnego chirurga o ciemnych oczach) u niektórych oczy, włosy, właściwie wszystko. Dobrze mieć córkę. Dobrze, że ta rozmowa była taka szczera.
Następnego dnia Blanka zaprasza wszystkich rezydentów na jej popisowe danie. Nawet każe mi się ubrać w nową sukienkę, wariatka. Fajnie, że przyjechała. Dzięki niej w hotelu zrobiło się wesoło. Po kolacji standardowo rozstawiamy grę planszową. Nagle dzwoni dzwonek do drzwi.
- Otworzę - oferuję.
Po chwili wprowadzam jakąś brunetkę o bardzo wyrazistym biuście.
- Adam, pani do ciebie - mówię.
Adam nie kryje zdumienia.
- Cześć, co tu robisz? - pyta gościa.
- No jak to? Dziś piątek. Zapomniałeś, że się umówiliśmy? - dziwi się brunetka.
- Ach, tak. Faktycznie. Przepraszam.
- Może zagra pani z nami w grę? - oferuje Blanka bez skrępowania.
- No nie wiem - waha się. - Co sądzisz Adasiu?
A ponieważ Adaś nie widzi przeszkód, dodaje-my do gry nowego pionka.
Brunetka podczas gry wyraźnie sobie nie radzi. Nie rozumie zasad, myli się i wciąż upiera się przy swoim. Do tego strasznie głupio chichocze, denerwuje i bawi nas wszystkich tym swoim "Adasiu, Adasiu". Delikatnie mówiąc, nowa panna Adama może i ma duży biust, ale rozumem nie grzeszy. Nawet Blanka to zauważyła i nie potrafi powstrzymać się od przewracania oczami na każdy niemądry tekst brunetki. Ciekawe, czy Adamowi nie jest głupio, że nawet trzynastolatka zrozumiała, że umówił się z kretynką.
Ostatecznie wieczór kończy się wcześniej niż zwykle i Adam z brunetką zamykają się w swoim pokoju. Ja już wiem, co się będzie działo w nocy. Mam nadzieję, że Adam będzie miał na uwadze fakt, iż w pokoju obok śpi trzynastolatka.
Gdy rano się budzę wiem, że nasi przyjaciele zza ściany nie byli cicho. Może i Adam się starał, ale ta kretynka mu w tym nie pomagała.
Dziwię się, że nie ma Blanki. Zostawiła tylko kartkę, że dziś zajmie się rysowaniem "Żywiołu" i wróci później. No tak, jutro już wyjeżdża na te warsztaty plastyczne. Pracę musi dziś namalować. Spokojna wychodzę do szpitala.
Wracam późno, bo było sporo "nagłych i trudnych" pacjentów, zastanawiając się co też Bianka dobrego dziś ugotowała i jak jej poszło z rysunkiem. Tyle, że jej nie ma. Telefon nie odbiera, nie mam żadnej nowej wiadomości. Gdzie ona jest? Nie mogę powstrzymać zdenerwowania.
Gdy wraca Adam od razu orientuje się, że coś jest nie tak.
- Wiki? Co jest? - pyta.
- Blanki nie ma.
- A powinna już być, tak?
- Uhmm - wolę mruczeć niż mówić. Można wtedy bardziej stłumić łzy. Adam jednak jest zbyt dobrym obserwatorem.
- Chcesz zadzwonić na policję? - podpowiada.
- Już to zrobiłam. Ale nie zrobią nic, nim upłynie doba, czy dwie. Z ich statystyk wynika, że nastolatki często uciekają z domu - głos mi się łamie.
Adam mnie przytula chowa moją twarz w swoim torsie. Głaszcze mnie po głowie. Znów jest moją ostoją, jak po zamachu.
- Będzie dobrze. Poszukamy jej - pociesza i całuje moje włosy.
- Ale gdzie mam jej szukać? - denerwuję się.
- Pomyśl, może macie jakieś miejsce, w którym chowacie się, gdy wam źle - sugeruje.
- Tak! Masz rację. Muszę to sprawdzić! - w moim głosie pojawiła się nadzieja.
- Podwiozę cię - oferuje Adam.
- Nie wiem, jak tam się jedzie autem.
- To chodźmy pieszo.
- Tak. Wezmę latarkę. Tam może już być ciemno.
Wieczorem mam okazję porozmawiać z córką. Byłam już po pracy, a oni wrócili z tej wystawy. To niesamowite, jak Blanka dogaduje się z Adamem. Boże, czy ten hulaka stał się dla niej jakimś autorytetem?
Udaje nam się szczerze pogadać. Uspokaja mnie, że nie sypia z chłopakami. Ja jej opowiadam, że seks to nie tylko przyjemność dla ciała, ale towarzyszyć temu muszą głębokie oddanie i zaufanie.
- Blanko, dwie kochające się osoby dają sobie całych siebie, dzielą się swoją największą intymnością. Współżycie nie może być wyuzdane z uczuć. Do tego stopnia, że jeśli kobieta kocha swojego mężczyznę, ufa mu, czuje się z nim bezpiecznie, to jest spełniona pod-czas stosunku nawet jeśli np. nie osiągnie orgazmu, rozumiesz? To nie ma być tylko wyładowanie napięcia, to dawanie całego siebie. Dlatego tym bardziej nie można tego zrobić z kim popadnie. Pamiętaj proszę o tym, kiedy chłopacy zaczną ci bardziej zawracać w głowie.
Naprawdę dobrze nam się rozmawia. Blanka pyta jeszcze, co pociąga mnie w mężczyznach. Odpowiadam, że generalnie ramiona i udaje mi się wybełkotać coś o intymnych częściach ciała, ale że pewnie to zależy od faceta. U niektórych mogą to być dłonie (nie wiem, czemu przeszły mi przez myśl dłonie pewnego chirurga o ciemnych oczach) u niektórych oczy, włosy, właściwie wszystko. Dobrze mieć córkę. Dobrze, że ta rozmowa była taka szczera.
Następnego dnia Blanka zaprasza wszystkich rezydentów na jej popisowe danie. Nawet każe mi się ubrać w nową sukienkę, wariatka. Fajnie, że przyjechała. Dzięki niej w hotelu zrobiło się wesoło. Po kolacji standardowo rozstawiamy grę planszową. Nagle dzwoni dzwonek do drzwi.
- Otworzę - oferuję.
Po chwili wprowadzam jakąś brunetkę o bardzo wyrazistym biuście.
- Adam, pani do ciebie - mówię.
Adam nie kryje zdumienia.
- Cześć, co tu robisz? - pyta gościa.
- No jak to? Dziś piątek. Zapomniałeś, że się umówiliśmy? - dziwi się brunetka.
- Ach, tak. Faktycznie. Przepraszam.
- Może zagra pani z nami w grę? - oferuje Blanka bez skrępowania.
- No nie wiem - waha się. - Co sądzisz Adasiu?
A ponieważ Adaś nie widzi przeszkód, dodaje-my do gry nowego pionka.
Brunetka podczas gry wyraźnie sobie nie radzi. Nie rozumie zasad, myli się i wciąż upiera się przy swoim. Do tego strasznie głupio chichocze, denerwuje i bawi nas wszystkich tym swoim "Adasiu, Adasiu". Delikatnie mówiąc, nowa panna Adama może i ma duży biust, ale rozumem nie grzeszy. Nawet Blanka to zauważyła i nie potrafi powstrzymać się od przewracania oczami na każdy niemądry tekst brunetki. Ciekawe, czy Adamowi nie jest głupio, że nawet trzynastolatka zrozumiała, że umówił się z kretynką.
Ostatecznie wieczór kończy się wcześniej niż zwykle i Adam z brunetką zamykają się w swoim pokoju. Ja już wiem, co się będzie działo w nocy. Mam nadzieję, że Adam będzie miał na uwadze fakt, iż w pokoju obok śpi trzynastolatka.
Gdy rano się budzę wiem, że nasi przyjaciele zza ściany nie byli cicho. Może i Adam się starał, ale ta kretynka mu w tym nie pomagała.
Dziwię się, że nie ma Blanki. Zostawiła tylko kartkę, że dziś zajmie się rysowaniem "Żywiołu" i wróci później. No tak, jutro już wyjeżdża na te warsztaty plastyczne. Pracę musi dziś namalować. Spokojna wychodzę do szpitala.
Wracam późno, bo było sporo "nagłych i trudnych" pacjentów, zastanawiając się co też Bianka dobrego dziś ugotowała i jak jej poszło z rysunkiem. Tyle, że jej nie ma. Telefon nie odbiera, nie mam żadnej nowej wiadomości. Gdzie ona jest? Nie mogę powstrzymać zdenerwowania.
Gdy wraca Adam od razu orientuje się, że coś jest nie tak.
- Wiki? Co jest? - pyta.
- Blanki nie ma.
- A powinna już być, tak?
- Uhmm - wolę mruczeć niż mówić. Można wtedy bardziej stłumić łzy. Adam jednak jest zbyt dobrym obserwatorem.
- Chcesz zadzwonić na policję? - podpowiada.
- Już to zrobiłam. Ale nie zrobią nic, nim upłynie doba, czy dwie. Z ich statystyk wynika, że nastolatki często uciekają z domu - głos mi się łamie.
Adam mnie przytula chowa moją twarz w swoim torsie. Głaszcze mnie po głowie. Znów jest moją ostoją, jak po zamachu.
- Będzie dobrze. Poszukamy jej - pociesza i całuje moje włosy.
- Ale gdzie mam jej szukać? - denerwuję się.
- Pomyśl, może macie jakieś miejsce, w którym chowacie się, gdy wam źle - sugeruje.
- Tak! Masz rację. Muszę to sprawdzić! - w moim głosie pojawiła się nadzieja.
- Podwiozę cię - oferuje Adam.
- Nie wiem, jak tam się jedzie autem.
- To chodźmy pieszo.
- Tak. Wezmę latarkę. Tam może już być ciemno.
poniedziałek, 9 czerwca 2014
cz.3
Blanka wsiąkła w życie naszego hotelu. Wprowadziła taką dziecięcą radość, a poza tym uprała się by gotować dla wszystkich. Najpierw jakieś proste spaghetti, potem jakieś mięso, warzywa i trochę kuchni hiszpańskiej. Mała kombinuje po swojemu. Wyrabia swój smak. Niemniej wszyscy chętnie schodzą się na jej obiadokolacje, bo w hotelu zrobiła się jakaś taka rodzinna atmosfera. Tym bardziej, że Blanka odkryła gry planszowe i wciąga nas wszystkich do zabawy. Naprawdę nie sądziłam, że takie strategiczne i wymagające logicznego myślenia planszowe, tak nas ze sobą zgrają. Siedzimy po nocach i gramy. Nawet Adam mniej wychodzi na miasto, niż wcześniej. Blanka żałuje tylko nieobecności Przemka, który ostatnio bardzo rzadko bywa w hotelu. Trudno jej się pogodzić z tym, że jej ulubiony "kolega" będzie miał niespodziewane dziecko i chyba będzie się żenił.
Któregoś dnia przed wyjściem do pracy zaczęłam oglądać rysunki Blanki. Jakież było moje zdziwienie, gdy na pracy "Żywioł" zamiast Wisły zobaczyłam namalowany węglem akt miłosny. Boże! Jak te dzieciaki teraz szybko stykają się z seksem! No tak, przecież jest on nawet w każdej głupiej komedii romantycznej. Chyba muszę pogadać o tym z córką. Już sobie pomyślałam co pomyślą w szkole, gdy zobaczą taką pracę. Muszę delikatnie zacząć temat, żeby się nie obraziła i nie przerwała rozmowy.
Po chwili Blanka wróciła z łazienki.
- I co? Podoba ci się? - zapytała bez cienia skrępowania, gdy zobaczyła jak oglądam jej akt, w którym nagi mężczyzna całuje w szyję nagą kobietę i jednocześnie pieści jej pierś. Jej twarz z kolei jest dość mocno zakryta włosami, ale i tak można z tej twarzy rozczytać rozkosz. Boże! O czym myśli moje dziecko? Czy Blanka się masturbuje? Czy sypia z chłopakami?
- Dość interesujące - zdołałam wybełkotać i w tej chwili zadzwonił telefon. Ze szpitala. Wzywają mnie, bo przecież faktycznie jestem już spóźniona. - Blanko, muszę iść, ale chciałabym żebyśmy wróciły do tej rozmowy - mówię. - Chyba warto pogadać o seksie, co? Nigdy jeszcze o nim nie rozmawiałyśmy, hmm? - proponuję.
- Jasne, mamo. Jak chcesz - odpowiada. - Ale nie martw się. Już rozmawiałam o nim z Adamem.
O cholera! Jeśli ta wiadomość miała mnie uspokoić, to Blanka zupełnie nie trafiła.
- Z Adamem?! - jestem kompletnie zdumiona.
- No, tak. Co cię tak dziwi? - pyta zaskoczona. Czemu ona w ogóle nie odczuwa skrępowania? Bo ja czuję, że się potwornie rumienię.
- Nie, nic. Pogadamy jak wrócę - odpowiedziałam w miarę spokojnie, choć na pewno nie byłam spokojna. Już sobie zaczęłam przypominać te liczne kochanki Adama i już zaczęłam się bać, że ten drań wplątał w coś moją nieletnią córkę.
- Nie wiem, czy będę w domu, bo Adam mówił, że weźmie mnie na wystawę - usłyszałam w odpowiedzi a nogi jeszcze bardziej mi zmiękły.
- A dlaczego ty idziesz z nim na wystawę? - pytam zaskoczona i zdenerwowana, że Adam podrywa moją córkę. - Nie możesz pójść ze mną?
- No nie. Bo dziś ostatni dzień wystawy a wie-działam, że ty będziesz w pracy. Adam wraca wcześniej, więc obiecał mi, że mnie podrzuci.
Już nic nie mówię. Jedyną myślą kłębiącą się w mojej głowie jest ta, by natychmiast porozmawiać z Adamem. Dlaczego on rozmawia z Blanką o seksie?
Mijam go na korytarzu. Staram się nie zauważać jego pogodnego uśmiechu.
- Adam, muszę z tobą koniecznie porozmawiać. Zanim wyjdziesz z pracy - mówię prosto z mostu.
- Coś się stało? - jego twarz się koncentruje.
- Nie wiem. Masz teraz chwilę? - pytam.
- Muszę iść do pacjenta, ale możemy się umówić za pół godziny w lekarskim - proponuje.
- O.K.
Choćbym miała urwanie głowy, za pół godziny będę w lekarskim.
Adam już na mnie czeka. Nie wiem jak zacząć, ale jakoś muszę.
- Czy Blanka wspominała ci coś o pracy plastycznej, którą ma namalować? - pytam.
- Tak - potwierdza. - "Żywioł", czy jakoś tak.
- Widziałeś już tę pracę?
- Nie, jeszcze nie, ale chciałbym żeby mi pokazała - mówi ze szczerością.
- To jest akt miłosny - mówię, chyba lekko się rumieniąc.
- Spodziewałem się, że to będzie coś w tym stylu - odpowiedział spokojnie.
- Dlaczego?
- Bo była u mnie w tej sprawie - wyznaje wzruszając ramionami.
- Adam, twoja odpowiedź mnie nie uspokoiła - mówię ostro. - Co jest grane? Dlaczego Blanka rozmawia z tobą o seksie? Dlaczego zabierasz ją na wystawę? Jak mam to rozumieć?
Spojrzał na mnie zdumiony. Jego oczy jakby naprawdę nie mogły zrozumieć o co mi chodzi. Wreszcie odchylił głowę do tyłu i roześmiał się, a raczej ryknął śmiechem.
- Czy ty pomyślałaś, że coś nas łączy? - wykrztusił. - Naprawdę myślisz, że mógłbym być taki zły?
- Już nie wiem co mam myśleć i jaki jesteś naprawdę - wyznałam. Uświadomiłam sobie, że faktycznie zbyt pospiesznie wyciągnęłam wnioski.
- Wiki, nie mógłbym wykorzystać i skrzywdzić ani ciebie, ani twoich bliskich, rozumiesz? - spojrzał na mnie ciepło. - A zabieram ją na tę wystawę, żeby sprawić tobie i jej przyjemność, bo wiem, że nie będziesz dziś miała na to czasu.
Może faktycznie Adam nie jest taki zły? Przecież zawsze staje w mojej obronie, gdy Andrzej mnie obraża. Co prawda Adam często ze mnie żartuje, ale ja z niego także. Poza tym nie pamiętam, żeby mnie zwiódł.
- Wiki, głuptasie - uśmiecha się subtelnie. - Aż mi się przykro zrobiło, że tak pomyślałaś - chichocze.
- Powiedz mi proszę, jak to było z Blanką. Dlaczego przyszła do ciebie z tą hmm... sprawą?
- Któregoś dnia przyszła i opowiedziała o tej pracy pt. "Żywioł" i że ma pewien pomysł, ale potrzebuje rady mężczyzny. A ponieważ ma kiepski kontakt ze swoim ojcem i nie ma starszego brata, to postanowiła zapytać mnie. Wiki, nie mam pojęcia dlaczego wybrała mnie na konsultanta.
- Ale ja chyba wiem - przyznałam.
- O! Skąd? - naprawdę był ciekawy.
- Tego wieczoru, kiedy Blanka przyjechała do hotelu, a ja miałam nocny dyżur, miałeś gościa, prawda? Jakąś blondynkę?
- Być może - wzruszył ramionami.
- Czyli wszystko jasne - stwierdziłam.
- Co niby jest jasne? - Adam nie rozumiał.
- Adam, mamy pokoje obok siebie. Ja sobie radzę z waszymi odgłosami, ale podejrzewam że trzynastolatce mogło to zapaść w pamięć - mówię szczerze.
- Cholera, Wiki, nie miałem pojęcia, że to tak słychać - chyba naprawdę był zmieszany.
- Tak? A ja mam wrażenie, że o twoich... przygodach ma wiedzieć cały hotel - zakpiłam.
- Nie, naprawdę. Nie zdawałem sobie sprawy.
- Mniejsza o to. Pewnie dlatego Blanka uznała cię za eksperta od spraw seksu - stwierdziłam. - Powiedz, co Blanka od ciebie chciała.
- Mówiła, że ma pomysł, żeby tym jej żywiołem był stosunek mężczyzny i kobiety. Stwierdziła, że jej to pasuje do tematu, bo to olbrzymia siła, że uwidacznia naturę człowieka. Pytała o takie praktyczne rady, np. co mężczyźni lubią w kobietach, co może wywoływać w nich jakby żywioły, instynkty. Coś w tym stylu.
Chyba jęknęłam. Co też ta Blanka wymyśliła?
- Była chociaż choć trochę zmieszana tym tematem? - pytam z nadzieją.
- Raczej nie - Adam uśmiecha się delikatnie. - Ale myślę, że nie masz powodu do niepokoju. Ona podeszła do tego jak profesjonalna artystka, która musi zgłębić temat, zanim się zabierze do pracy.
- No mam nadzieję - burczę. - I co? Opowiadałeś jej o swoich kobiecych preferencjach? - pytam z niedowierzaniem.
- Nie, no nie. Mówiłem ogólnie, co pociąga mężczyzn u kobiety. Poza tym zaznaczyłem, że każdy jest inny i może mieć różne upodobania, no i starałem się podkreślić, że towarzyszy temu szczególna więź, że to nie muszą być tylko instynkty. Że to może być o wiele większa siła niż tylko pożądanie.
- Mówiłeś jej o miłości? - nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.
- Starałem się - uśmiecha się.
- W życiu bym nie uwierzyła - stwierdzam. Czyżbym zauważyła lekki smutek w tych ciemnych oczach? - W każdym razie i tak chcę z nią porozmawiać. Dzięki.
Blanka wsiąkła w życie naszego hotelu. Wprowadziła taką dziecięcą radość, a poza tym uprała się by gotować dla wszystkich. Najpierw jakieś proste spaghetti, potem jakieś mięso, warzywa i trochę kuchni hiszpańskiej. Mała kombinuje po swojemu. Wyrabia swój smak. Niemniej wszyscy chętnie schodzą się na jej obiadokolacje, bo w hotelu zrobiła się jakaś taka rodzinna atmosfera. Tym bardziej, że Blanka odkryła gry planszowe i wciąga nas wszystkich do zabawy. Naprawdę nie sądziłam, że takie strategiczne i wymagające logicznego myślenia planszowe, tak nas ze sobą zgrają. Siedzimy po nocach i gramy. Nawet Adam mniej wychodzi na miasto, niż wcześniej. Blanka żałuje tylko nieobecności Przemka, który ostatnio bardzo rzadko bywa w hotelu. Trudno jej się pogodzić z tym, że jej ulubiony "kolega" będzie miał niespodziewane dziecko i chyba będzie się żenił.
Któregoś dnia przed wyjściem do pracy zaczęłam oglądać rysunki Blanki. Jakież było moje zdziwienie, gdy na pracy "Żywioł" zamiast Wisły zobaczyłam namalowany węglem akt miłosny. Boże! Jak te dzieciaki teraz szybko stykają się z seksem! No tak, przecież jest on nawet w każdej głupiej komedii romantycznej. Chyba muszę pogadać o tym z córką. Już sobie pomyślałam co pomyślą w szkole, gdy zobaczą taką pracę. Muszę delikatnie zacząć temat, żeby się nie obraziła i nie przerwała rozmowy.
Po chwili Blanka wróciła z łazienki.
- I co? Podoba ci się? - zapytała bez cienia skrępowania, gdy zobaczyła jak oglądam jej akt, w którym nagi mężczyzna całuje w szyję nagą kobietę i jednocześnie pieści jej pierś. Jej twarz z kolei jest dość mocno zakryta włosami, ale i tak można z tej twarzy rozczytać rozkosz. Boże! O czym myśli moje dziecko? Czy Blanka się masturbuje? Czy sypia z chłopakami?
- Dość interesujące - zdołałam wybełkotać i w tej chwili zadzwonił telefon. Ze szpitala. Wzywają mnie, bo przecież faktycznie jestem już spóźniona. - Blanko, muszę iść, ale chciałabym żebyśmy wróciły do tej rozmowy - mówię. - Chyba warto pogadać o seksie, co? Nigdy jeszcze o nim nie rozmawiałyśmy, hmm? - proponuję.
- Jasne, mamo. Jak chcesz - odpowiada. - Ale nie martw się. Już rozmawiałam o nim z Adamem.
O cholera! Jeśli ta wiadomość miała mnie uspokoić, to Blanka zupełnie nie trafiła.
- Z Adamem?! - jestem kompletnie zdumiona.
- No, tak. Co cię tak dziwi? - pyta zaskoczona. Czemu ona w ogóle nie odczuwa skrępowania? Bo ja czuję, że się potwornie rumienię.
- Nie, nic. Pogadamy jak wrócę - odpowiedziałam w miarę spokojnie, choć na pewno nie byłam spokojna. Już sobie zaczęłam przypominać te liczne kochanki Adama i już zaczęłam się bać, że ten drań wplątał w coś moją nieletnią córkę.
- Nie wiem, czy będę w domu, bo Adam mówił, że weźmie mnie na wystawę - usłyszałam w odpowiedzi a nogi jeszcze bardziej mi zmiękły.
- A dlaczego ty idziesz z nim na wystawę? - pytam zaskoczona i zdenerwowana, że Adam podrywa moją córkę. - Nie możesz pójść ze mną?
- No nie. Bo dziś ostatni dzień wystawy a wie-działam, że ty będziesz w pracy. Adam wraca wcześniej, więc obiecał mi, że mnie podrzuci.
Już nic nie mówię. Jedyną myślą kłębiącą się w mojej głowie jest ta, by natychmiast porozmawiać z Adamem. Dlaczego on rozmawia z Blanką o seksie?
Mijam go na korytarzu. Staram się nie zauważać jego pogodnego uśmiechu.
- Adam, muszę z tobą koniecznie porozmawiać. Zanim wyjdziesz z pracy - mówię prosto z mostu.
- Coś się stało? - jego twarz się koncentruje.
- Nie wiem. Masz teraz chwilę? - pytam.
- Muszę iść do pacjenta, ale możemy się umówić za pół godziny w lekarskim - proponuje.
- O.K.
Choćbym miała urwanie głowy, za pół godziny będę w lekarskim.
Adam już na mnie czeka. Nie wiem jak zacząć, ale jakoś muszę.
- Czy Blanka wspominała ci coś o pracy plastycznej, którą ma namalować? - pytam.
- Tak - potwierdza. - "Żywioł", czy jakoś tak.
- Widziałeś już tę pracę?
- Nie, jeszcze nie, ale chciałbym żeby mi pokazała - mówi ze szczerością.
- To jest akt miłosny - mówię, chyba lekko się rumieniąc.
- Spodziewałem się, że to będzie coś w tym stylu - odpowiedział spokojnie.
- Dlaczego?
- Bo była u mnie w tej sprawie - wyznaje wzruszając ramionami.
- Adam, twoja odpowiedź mnie nie uspokoiła - mówię ostro. - Co jest grane? Dlaczego Blanka rozmawia z tobą o seksie? Dlaczego zabierasz ją na wystawę? Jak mam to rozumieć?
Spojrzał na mnie zdumiony. Jego oczy jakby naprawdę nie mogły zrozumieć o co mi chodzi. Wreszcie odchylił głowę do tyłu i roześmiał się, a raczej ryknął śmiechem.
- Czy ty pomyślałaś, że coś nas łączy? - wykrztusił. - Naprawdę myślisz, że mógłbym być taki zły?
- Już nie wiem co mam myśleć i jaki jesteś naprawdę - wyznałam. Uświadomiłam sobie, że faktycznie zbyt pospiesznie wyciągnęłam wnioski.
- Wiki, nie mógłbym wykorzystać i skrzywdzić ani ciebie, ani twoich bliskich, rozumiesz? - spojrzał na mnie ciepło. - A zabieram ją na tę wystawę, żeby sprawić tobie i jej przyjemność, bo wiem, że nie będziesz dziś miała na to czasu.
Może faktycznie Adam nie jest taki zły? Przecież zawsze staje w mojej obronie, gdy Andrzej mnie obraża. Co prawda Adam często ze mnie żartuje, ale ja z niego także. Poza tym nie pamiętam, żeby mnie zwiódł.
- Wiki, głuptasie - uśmiecha się subtelnie. - Aż mi się przykro zrobiło, że tak pomyślałaś - chichocze.
- Powiedz mi proszę, jak to było z Blanką. Dlaczego przyszła do ciebie z tą hmm... sprawą?
- Któregoś dnia przyszła i opowiedziała o tej pracy pt. "Żywioł" i że ma pewien pomysł, ale potrzebuje rady mężczyzny. A ponieważ ma kiepski kontakt ze swoim ojcem i nie ma starszego brata, to postanowiła zapytać mnie. Wiki, nie mam pojęcia dlaczego wybrała mnie na konsultanta.
- Ale ja chyba wiem - przyznałam.
- O! Skąd? - naprawdę był ciekawy.
- Tego wieczoru, kiedy Blanka przyjechała do hotelu, a ja miałam nocny dyżur, miałeś gościa, prawda? Jakąś blondynkę?
- Być może - wzruszył ramionami.
- Czyli wszystko jasne - stwierdziłam.
- Co niby jest jasne? - Adam nie rozumiał.
- Adam, mamy pokoje obok siebie. Ja sobie radzę z waszymi odgłosami, ale podejrzewam że trzynastolatce mogło to zapaść w pamięć - mówię szczerze.
- Cholera, Wiki, nie miałem pojęcia, że to tak słychać - chyba naprawdę był zmieszany.
- Tak? A ja mam wrażenie, że o twoich... przygodach ma wiedzieć cały hotel - zakpiłam.
- Nie, naprawdę. Nie zdawałem sobie sprawy.
- Mniejsza o to. Pewnie dlatego Blanka uznała cię za eksperta od spraw seksu - stwierdziłam. - Powiedz, co Blanka od ciebie chciała.
- Mówiła, że ma pomysł, żeby tym jej żywiołem był stosunek mężczyzny i kobiety. Stwierdziła, że jej to pasuje do tematu, bo to olbrzymia siła, że uwidacznia naturę człowieka. Pytała o takie praktyczne rady, np. co mężczyźni lubią w kobietach, co może wywoływać w nich jakby żywioły, instynkty. Coś w tym stylu.
Chyba jęknęłam. Co też ta Blanka wymyśliła?
- Była chociaż choć trochę zmieszana tym tematem? - pytam z nadzieją.
- Raczej nie - Adam uśmiecha się delikatnie. - Ale myślę, że nie masz powodu do niepokoju. Ona podeszła do tego jak profesjonalna artystka, która musi zgłębić temat, zanim się zabierze do pracy.
- No mam nadzieję - burczę. - I co? Opowiadałeś jej o swoich kobiecych preferencjach? - pytam z niedowierzaniem.
- Nie, no nie. Mówiłem ogólnie, co pociąga mężczyzn u kobiety. Poza tym zaznaczyłem, że każdy jest inny i może mieć różne upodobania, no i starałem się podkreślić, że towarzyszy temu szczególna więź, że to nie muszą być tylko instynkty. Że to może być o wiele większa siła niż tylko pożądanie.
- Mówiłeś jej o miłości? - nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.
- Starałem się - uśmiecha się.
- W życiu bym nie uwierzyła - stwierdzam. Czyżbym zauważyła lekki smutek w tych ciemnych oczach? - W każdym razie i tak chcę z nią porozmawiać. Dzięki.
cz.2
Mija tydzień za tygodniem. Moje relacje z Falkowiczem nie unormowały się. Także nic się nie zmienia z kontaktach z Adamem. Świetnie nam się razem pracuje, niemniej nie brakuje dwuznacznych żartów Adama na temat mojej osoby. Czasem się na niego zezłoszczę, ale często po prostu parskam śmiechem, bo tak śmieszy mnie jego zachowanie. Jednak Adam zawsze staje w mojej obronie, gdy Falkowicz mnie obraża, a raz spojrzał na mnie tak ciepło, że aż mi dreszcz gorąca przeszedł po całym ciele. A ja po prostu złożyłam mu życzenia imieninowe w wigilię Bożego Narodzenia, bo chyba wszyscy wiedzą, że w tym dniu w kalendarzu jest Adama i Ewy. On był jednak niemal wzruszony faktem, że o nim pamiętałam. Nawet mnie przytulił, gdy składaliśmy sobie życzenia świąteczne. Za tydzień przyjeżdża do mnie Blanka. Zaczynają się ferie zimowe i umówiłyśmy się spędzimy je razem. Jeszcze parę dyżurów i będę mieć pod swoim dachem moją nastoletnią córkę. Dzisiejszy nocny dyżur bardzo mi się dłużył. Cieszę się, że wreszcie wracam do hotelu. W drzwiach mija mnie Adam, tym razem z jakąś blondynką. Dobrze, że nie musiałam dziś w nocy przez ścianę słuchać ich łóżkowych poczynań. - Masz gościa - mówi Adam. - Jest w twoim pokoju. - O! Kogo? - dziwię się. - Sprawdź sama - uśmiecha się. - Wczoraj wieczorem chciałem do ciebie zadzwonić i poinformować o jej przyjeździe, ale prosiła bym tego nie robił. Chciała ci zrobić niespodziankę. W pokoju zastaję Blankę. Przyjechała tydzień przed czasem. - Blanka! Co tu robisz? - budzę ją. Naprawdę się cieszę. - Cześć, mamo - przytula mnie. Nie mogę wciąż się nadziwić, że tak szybko przyzwyczaiła się do formy "mamo". Przecież przez tyle lat mówiła do mnie po imieniu i uważała za siostrę. Dzieci chyba jednak chcą mieć poczucie prawdy, jeśli chodzi o ich pochodzenie. - Puścili mnie ze szkoły tydzień wcześniej, bo w ferie wysyłają mnie na warsztaty plastyczne i nie mogłabym się z tobą zobaczyć - wyjaśnia. - Ale jak to? Samą cię puścili? Przecież nie jesteś pełnoletnia! - dziwię się. - Nic ci nie mówiliśmy, bo chciałam ci zrobić niespodziankę. Ale babcia wiedziała i wyraziła zgodę, bym sama przyjechała. Już do niej dzwoniłam i zameldowałam się, że jestem na miejscu, żeby się nie martwiła. - To dobrze. Cieszę się, że już jesteś, ty moja Niespodzianko - przytulam ją. - Ja też. Muszę tylko w międzyczasie namalować jedną pracę i będę miała luz. - No ja też muszę w międzyczasie chodzić do pracy - uśmiecham się. - Co masz namalować? - Temat brzmi: "żywioł". Myślałam, że coś może z naturą? W każdym razie, coś w czym drzemie ogromna siła. Początkowo chciałam malować Wisłę, wiesz tu u ciebie na tej "naszej" plaży. Woda jako żywioł, jako kreator, wiesz te wszystkie łachy, meandry, strome brzegi, porwane konary. Ale jeszcze się zastanawiam. Przypominam sobie jak niekiedy z Blanką wy-chodziłyśmy na spacer wzdłuż Wisły i natrafiłyśmy na małą plażę, ukrytą w starorzeczu rzeki. Pięknie tam jest. Nazwałyśmy ją "naszą plażą". Bardzo się cieszę, że przyjechała. Co prawda jest zima, ale możemy się ciepło ubrać i nadal spacerować. - Mamo, mam też prośbę. Chciałabym byś na-uczyła mnie gotować - wyznaje Blanka. - Gotować? - dziwię się. - Wiem, że mam dopiero trzynaście lat, ale chciałabym. - Już wam szkoła nie serwuje obiadów? - żartuję. - Nie, skąd. Ale babcia mówiła, że masz smykałkę do kuchni, więc chciałabym ją wykorzystać, skoro już z tobą tu jestem. - Jasne. Nie ma problemu - mówię. - Już się cieszę na wspólne spacery i gotowanie. - I zakupy - dodaje Blanka. - I zakupy - potwierdzam. | ||
sobota, 7 czerwca 2014
Opowiadanie o AdWi
cz.1
Niech ten budzik już przestanie dzwonić! Już przecież wstaję. Zaraz muszę być w pracy. Jeszcze tylko łazienka, szybkie śniadanie i... No właśnie łazienka! Nocne odgłosy zza ściany przypomniały mi, że Adam dziś w nocy miał gościa, wobec tego będą kolejki do łazienki. Mowy nie ma! Nie spóźnię się do roboty przez kolejną kochankę Adama!
Wstaję jak oparzona, chwytam kosmetyczkę i szybko kieruję się w stronę toalety. W samą porę, bo z pokoju Adama wychodzi jakaś szatynka z kosmetykami w ręce. Przyspieszam, żeby nie powiedzieć, że biegnę. Jestem pierwsza. Ona jest dość zdziwiona moim pędem, ale co mi tam? Głupio się do niej uśmiecham i z satysfakcją zamykam jej drzwi przed nosem i przekluczam zamek.
- Przynajmniej to nie ja spóźnię się dziś do pracy - mówię z zadowoleniem i nawet zaczynam nucić "Good morning" z Deszczowej Piosenki. Tak, dzień zaczął się pomyślnie.
Myję twarz i zęby. W połowie mycia zębów uświadamiam sobie, że nie jestem tu sama. Drgnęłam, gdy zorientowałam się, że zuchwałymi oczami i z pełnym rozbawieniem przygląda mi się Adam, a właściwie jego głowa i część torsu wystająca zza drzwi kabiny prysznicowej.
- Byłem ciekawy, kiedy mnie zobaczysz - śmieje się, a mnie momentalnie ogarnia złość.
Kończę myć zęby i staram się panować nad sobą.
- Co ty tu, do cholery, robisz? - pytam z wściekłością.
- A ty? Bo ja właśnie czekam na koleżankę. Zrozum moje zdumienie, gdy zamiast szatynki, zjawia się rudowłosa, rozśpiewana doktor Consalida - wyraźnie świetnie się bawi. - Ale skoro już jesteś, to może umyjesz mi plecy? - mówi bezczelnie, wciąż z radością w głosie i w oczach.
Jestem wściekła. Mam ochotę cisnąć w niego kosmetyczką.
- Boże, Wiki, nawet nie wiesz jaka jesteś śliczna, jak się złościsz. Czy w innych stanach emocjonalnych twoje oczy też osiągają taką intensywną zieleń? - ciągnie Adam.
Opanowuję się siłą woli. Zabieram swoje rzeczy i otwieram drzwi. Tam stoi ta szatynka, chyba z jeszcze bardziej zaskoczoną miną niż wcześniej. Wyładowuję się na niej.
- Możesz już wejść, choć nie wiem, czy Adam cię jeszcze potrzebuje - mówię z satysfakcją. Może uda mi się popsuć mu dzień.
Ponownie mijam Adama na szpitalnym korytarzu. Uśmiecha się tak, jak tylko on potrafi.
- Coś ty nagadała mojej koleżance? Nawet nie wiesz, jakie urządziła mi sceny w łazience - śmieje się i nie widać po nim, że jest zły z tego powodu, iż poranek nie okazał się taki miły, jak przypuszczał, że będzie.
Trochę z satysfakcji, że dopięłam celu, a trochę z tego powodu, że widząc rozbawionego Adama, który wygląda jak mały przekomarzający się chłopiec, mówię żartobliwie.
- Należało ci się. Przez ciebie musiałam malować się na kolanie i musiałam korzystać ze szpitalnego W.C.
Śmiejemy się. Poranne złośliwości jakby się ulotniły. Jak zawsze z resztą. Nie potrafimy długo się na siebie gniewać.
- Pamiętaj, że po obchodzie operujemy - przypominam, gdy się już rozchodzimy.
Przygotowana do operacji idę jeszcze umyć ręce. Tam jest już Adam. Jak tylko się widzimy, oboje wybuchamy śmiechem. On ma bardzo zaraźliwy uśmiech. Z resztą dochodzę do wniosku, że ta cała poranna sytuacja w łazience była dość zabawna. W pogodnych nastrojach ruszamy na salę operacyjną.
Lubię z nim pracować. W ogóle go lubię. Widząc jego skupienie i precyzję zastanawiam się, dlaczego on się jeszcze nie związał z żadną dziewczyną. Przecież obiektywnie rzecz biorąc ma świetny zawód, kasy mu nie brakuje, w swoją pracę wkłada sporo serca, czuje się odpowiedzialny za pacjentów, jest solidnym lekarzem, który chętnie się wciąż dokształca. Ma więc prestiż zawodowy, jest mądry, przystojny, ładnie zbudowany, nawet jest dobry. Pamiętam przecież jak przejął się mną po zamachach i starał się być zawsze na właściwym miejscu. Był opiekuńczy i taki wręcz rycerski. Więc dlaczego?
Może dlatego, że boi się odpowiedzialności i chce się jeszcze wyszumieć? Ale nie. To bez sensu. Potrafi być odpowiedzialny a przecież ze swoją żoną również mógłby nadal balować. Małżeństwo nie oznacza przecież od razu pieluch i braku czasu. Można bawić się razem, wyjeżdżać itd.
A może dlatego, że nie spotkał jeszcze odpowiedniej dziewczyny? Czeka na jakąś księżniczkę z bajki, czy co? A te wszystkie panienki traktuje tylko jak przelotne przygody? Zbiera doświadczenie seksualne? Nie rozumiem go.
Tak czy siak, dobrze mi się z nim operuje. Widząc skupienie i troskę w jego ciemnych oczach, wiem, że nie jest taki zły, jakiego czasem udaje.
Po operacji wzywa nas Falkowicz. Niby Marek Rogalski jest kierownikiem badań nad nowym lekiem, ale profesor często go lekceważy i uznaje tylko nasz trzyosobowy zespół: siebie, Adama i mnie.
Nie mam ochoty iść do niego. Ostatnio Andrzej irytuje mnie coraz mocniej. Wyładowuje się na mnie, bo po pierwsze odrzuciłam jego (i tak nieszczere) zaloty, a po drugie uznał mnie za słabeusza, kiedy długo nie mogłam pozbierać się po zamachach i wrócić na blok. Odgrywa się na mnie nie zlecając żadnej poważnej pracy, argumentując to, że "sama wybrałam przedszkole".
Nie spiesząc się do naszego przełożonego, mówię Adamowi, że pójdę tylko kupić sok u pani Marii i przyjdę za moment.
Gdy wchodzę do gabinetu profesora Adam już tam jest.
- Spóźniłaś się, Wiktorio - komentuje Falkowicz.
- Przepraszam - mówię sucho.
- Do rzeczy. Mamy kolejną pulę pacjentów do przebadania i zakwalifikowania ich do badań lub nie. Adam zajmiesz się nimi.
- W porządku. A Wiktoria? - pyta Adam.
- Wiktoria? - profesor wpada w ton głosu, jakby zapomniał o mojej obecności. - Wiktorio, może znajdziesz sobie jakieś zajęcie w stylu zmywania podłogi? - mówi z jawną złośliwością, aż nawet Adam się zdziwił.
- Andrzej, no co ty? Może trochę szacunku? Niedawno jej się oświadczałeś a teraz... - Adam zaczyna mnie bronić.
- Ty mnie nie będziesz uczył szacunku wobec kobiet! - przerywa mu profesor. - Spójrz na siebie, ty rozpustniku!
Adam szykuje się na ripostę, ale ja nie mam ochoty tego słuchać. Zwłaszcza, że konflikt dotyczy mnie. Specjalnie opuszczam na podłogę dopiero co kupioną szklaną butelkę z sokiem.
- Mówił pan coś o sprzątaniu podłogi - mówię ostro i wychodzę.
- Smarkula! - wykrzykuje za mną Falkowicz. Adam chyba coś jeszcze powiedział do niego po czym wybiegł za mną.
Nawet nie jestem specjalnie wkurzona. Nie zależy mi, co tam. Coraz bardziej nie zależy mi na tych badaniach.
- Wiki, przykro mi, że Andrzej cię tak traktuje - mówi Adam.
- Daj spokój. Żałuj, że nie widziałeś jak mną dyrygował na stażu. Nie dopuszczał do pracy, a jednocześnie podnosił mi tak poprzeczkę, że padałam z nóg. Dosłownie. Raz nawet zasłabłam podczas operacji.
- Niemniej, nie powinien cię tak obrażać. Nie mogę słuchać, jak poniża kobietę, którą szanuję...
- Naprawdę, Adam - przerywam już zirytowana całą tą rozmową. - Już mi coraz mniej zależy na tych badaniach. Czasem jestem już tak zmęczona Falkowiczem, że mam ochotę zobaczyć go za kratkami. Gdyby nie moje obawy, czy sama umiałabym stanąć w zgodzie z samą sobą i z prawdą, już dawno bym rzuciła to wszystko. Nie wiem, czy gdyby wyszła na jaw prawda o tym, że wiedziałam, iż badania były już nielegalnie prowadzone, to czy umiałabym się przyznać, zgodzić na wyrok i jeszcze pozwolić na odebranie mi prawa wykonywania zawodu.
- Hmm. Oby tak się nie stało. Wiesz, ja chyba bym się przyznał. Już tak mam, że jak wypływają na wierzch sprawy, które miałem za uszami, to nie potrafię już kręcić.
- To świadczy o odwadze i pewnej uczciwości - mówię ze zdumieniem. Nie spodziewałabym się tego po nim.
- Mniejsza o to. Wiki, pomożesz mi z tymi pacjentami? - pyta z uśmiechem.
- Jasne.
Pacjentów jest cała masa i siedzimy z nimi do wieczora. Wreszcie wracamy do hotelu rezydentów.
- Dać ci znać kiedy będę szedł pod prysznic? - pyta Adam z rozbawionymi oczami. - Wiesz, wciąż nikt mi dziś nie umył pleców - wspomina naszą poranną scenkę w łazience.
Nie mogę się nie roześmiać.
Niech ten budzik już przestanie dzwonić! Już przecież wstaję. Zaraz muszę być w pracy. Jeszcze tylko łazienka, szybkie śniadanie i... No właśnie łazienka! Nocne odgłosy zza ściany przypomniały mi, że Adam dziś w nocy miał gościa, wobec tego będą kolejki do łazienki. Mowy nie ma! Nie spóźnię się do roboty przez kolejną kochankę Adama!
Wstaję jak oparzona, chwytam kosmetyczkę i szybko kieruję się w stronę toalety. W samą porę, bo z pokoju Adama wychodzi jakaś szatynka z kosmetykami w ręce. Przyspieszam, żeby nie powiedzieć, że biegnę. Jestem pierwsza. Ona jest dość zdziwiona moim pędem, ale co mi tam? Głupio się do niej uśmiecham i z satysfakcją zamykam jej drzwi przed nosem i przekluczam zamek.
- Przynajmniej to nie ja spóźnię się dziś do pracy - mówię z zadowoleniem i nawet zaczynam nucić "Good morning" z Deszczowej Piosenki. Tak, dzień zaczął się pomyślnie.
Myję twarz i zęby. W połowie mycia zębów uświadamiam sobie, że nie jestem tu sama. Drgnęłam, gdy zorientowałam się, że zuchwałymi oczami i z pełnym rozbawieniem przygląda mi się Adam, a właściwie jego głowa i część torsu wystająca zza drzwi kabiny prysznicowej.
- Byłem ciekawy, kiedy mnie zobaczysz - śmieje się, a mnie momentalnie ogarnia złość.
Kończę myć zęby i staram się panować nad sobą.
- Co ty tu, do cholery, robisz? - pytam z wściekłością.
- A ty? Bo ja właśnie czekam na koleżankę. Zrozum moje zdumienie, gdy zamiast szatynki, zjawia się rudowłosa, rozśpiewana doktor Consalida - wyraźnie świetnie się bawi. - Ale skoro już jesteś, to może umyjesz mi plecy? - mówi bezczelnie, wciąż z radością w głosie i w oczach.
Jestem wściekła. Mam ochotę cisnąć w niego kosmetyczką.
- Boże, Wiki, nawet nie wiesz jaka jesteś śliczna, jak się złościsz. Czy w innych stanach emocjonalnych twoje oczy też osiągają taką intensywną zieleń? - ciągnie Adam.
Opanowuję się siłą woli. Zabieram swoje rzeczy i otwieram drzwi. Tam stoi ta szatynka, chyba z jeszcze bardziej zaskoczoną miną niż wcześniej. Wyładowuję się na niej.
- Możesz już wejść, choć nie wiem, czy Adam cię jeszcze potrzebuje - mówię z satysfakcją. Może uda mi się popsuć mu dzień.
Ponownie mijam Adama na szpitalnym korytarzu. Uśmiecha się tak, jak tylko on potrafi.
- Coś ty nagadała mojej koleżance? Nawet nie wiesz, jakie urządziła mi sceny w łazience - śmieje się i nie widać po nim, że jest zły z tego powodu, iż poranek nie okazał się taki miły, jak przypuszczał, że będzie.
Trochę z satysfakcji, że dopięłam celu, a trochę z tego powodu, że widząc rozbawionego Adama, który wygląda jak mały przekomarzający się chłopiec, mówię żartobliwie.
- Należało ci się. Przez ciebie musiałam malować się na kolanie i musiałam korzystać ze szpitalnego W.C.
Śmiejemy się. Poranne złośliwości jakby się ulotniły. Jak zawsze z resztą. Nie potrafimy długo się na siebie gniewać.
- Pamiętaj, że po obchodzie operujemy - przypominam, gdy się już rozchodzimy.
Przygotowana do operacji idę jeszcze umyć ręce. Tam jest już Adam. Jak tylko się widzimy, oboje wybuchamy śmiechem. On ma bardzo zaraźliwy uśmiech. Z resztą dochodzę do wniosku, że ta cała poranna sytuacja w łazience była dość zabawna. W pogodnych nastrojach ruszamy na salę operacyjną.
Lubię z nim pracować. W ogóle go lubię. Widząc jego skupienie i precyzję zastanawiam się, dlaczego on się jeszcze nie związał z żadną dziewczyną. Przecież obiektywnie rzecz biorąc ma świetny zawód, kasy mu nie brakuje, w swoją pracę wkłada sporo serca, czuje się odpowiedzialny za pacjentów, jest solidnym lekarzem, który chętnie się wciąż dokształca. Ma więc prestiż zawodowy, jest mądry, przystojny, ładnie zbudowany, nawet jest dobry. Pamiętam przecież jak przejął się mną po zamachach i starał się być zawsze na właściwym miejscu. Był opiekuńczy i taki wręcz rycerski. Więc dlaczego?
Może dlatego, że boi się odpowiedzialności i chce się jeszcze wyszumieć? Ale nie. To bez sensu. Potrafi być odpowiedzialny a przecież ze swoją żoną również mógłby nadal balować. Małżeństwo nie oznacza przecież od razu pieluch i braku czasu. Można bawić się razem, wyjeżdżać itd.
A może dlatego, że nie spotkał jeszcze odpowiedniej dziewczyny? Czeka na jakąś księżniczkę z bajki, czy co? A te wszystkie panienki traktuje tylko jak przelotne przygody? Zbiera doświadczenie seksualne? Nie rozumiem go.
Tak czy siak, dobrze mi się z nim operuje. Widząc skupienie i troskę w jego ciemnych oczach, wiem, że nie jest taki zły, jakiego czasem udaje.
Po operacji wzywa nas Falkowicz. Niby Marek Rogalski jest kierownikiem badań nad nowym lekiem, ale profesor często go lekceważy i uznaje tylko nasz trzyosobowy zespół: siebie, Adama i mnie.
Nie mam ochoty iść do niego. Ostatnio Andrzej irytuje mnie coraz mocniej. Wyładowuje się na mnie, bo po pierwsze odrzuciłam jego (i tak nieszczere) zaloty, a po drugie uznał mnie za słabeusza, kiedy długo nie mogłam pozbierać się po zamachach i wrócić na blok. Odgrywa się na mnie nie zlecając żadnej poważnej pracy, argumentując to, że "sama wybrałam przedszkole".
Nie spiesząc się do naszego przełożonego, mówię Adamowi, że pójdę tylko kupić sok u pani Marii i przyjdę za moment.
Gdy wchodzę do gabinetu profesora Adam już tam jest.
- Spóźniłaś się, Wiktorio - komentuje Falkowicz.
- Przepraszam - mówię sucho.
- Do rzeczy. Mamy kolejną pulę pacjentów do przebadania i zakwalifikowania ich do badań lub nie. Adam zajmiesz się nimi.
- W porządku. A Wiktoria? - pyta Adam.
- Wiktoria? - profesor wpada w ton głosu, jakby zapomniał o mojej obecności. - Wiktorio, może znajdziesz sobie jakieś zajęcie w stylu zmywania podłogi? - mówi z jawną złośliwością, aż nawet Adam się zdziwił.
- Andrzej, no co ty? Może trochę szacunku? Niedawno jej się oświadczałeś a teraz... - Adam zaczyna mnie bronić.
- Ty mnie nie będziesz uczył szacunku wobec kobiet! - przerywa mu profesor. - Spójrz na siebie, ty rozpustniku!
Adam szykuje się na ripostę, ale ja nie mam ochoty tego słuchać. Zwłaszcza, że konflikt dotyczy mnie. Specjalnie opuszczam na podłogę dopiero co kupioną szklaną butelkę z sokiem.
- Mówił pan coś o sprzątaniu podłogi - mówię ostro i wychodzę.
- Smarkula! - wykrzykuje za mną Falkowicz. Adam chyba coś jeszcze powiedział do niego po czym wybiegł za mną.
Nawet nie jestem specjalnie wkurzona. Nie zależy mi, co tam. Coraz bardziej nie zależy mi na tych badaniach.
- Wiki, przykro mi, że Andrzej cię tak traktuje - mówi Adam.
- Daj spokój. Żałuj, że nie widziałeś jak mną dyrygował na stażu. Nie dopuszczał do pracy, a jednocześnie podnosił mi tak poprzeczkę, że padałam z nóg. Dosłownie. Raz nawet zasłabłam podczas operacji.
- Niemniej, nie powinien cię tak obrażać. Nie mogę słuchać, jak poniża kobietę, którą szanuję...
- Naprawdę, Adam - przerywam już zirytowana całą tą rozmową. - Już mi coraz mniej zależy na tych badaniach. Czasem jestem już tak zmęczona Falkowiczem, że mam ochotę zobaczyć go za kratkami. Gdyby nie moje obawy, czy sama umiałabym stanąć w zgodzie z samą sobą i z prawdą, już dawno bym rzuciła to wszystko. Nie wiem, czy gdyby wyszła na jaw prawda o tym, że wiedziałam, iż badania były już nielegalnie prowadzone, to czy umiałabym się przyznać, zgodzić na wyrok i jeszcze pozwolić na odebranie mi prawa wykonywania zawodu.
- Hmm. Oby tak się nie stało. Wiesz, ja chyba bym się przyznał. Już tak mam, że jak wypływają na wierzch sprawy, które miałem za uszami, to nie potrafię już kręcić.
- To świadczy o odwadze i pewnej uczciwości - mówię ze zdumieniem. Nie spodziewałabym się tego po nim.
- Mniejsza o to. Wiki, pomożesz mi z tymi pacjentami? - pyta z uśmiechem.
- Jasne.
Pacjentów jest cała masa i siedzimy z nimi do wieczora. Wreszcie wracamy do hotelu rezydentów.
- Dać ci znać kiedy będę szedł pod prysznic? - pyta Adam z rozbawionymi oczami. - Wiesz, wciąż nikt mi dziś nie umył pleców - wspomina naszą poranną scenkę w łazience.
Nie mogę się nie roześmiać.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

